Donald Tusk. · March 11, 2022 ·. Tylko nie mówcie jej proszę, że ostrzejsze sankcje byłyby zbyt kosztowne dla Europy!
Z Wiesławem Słowikiem SJ, duszpasterzem Polonii australijskiej, rozmawia Józef Augustyn SJ Jak wyglądały egzaminy przed państwową komisją? Egzaminy na zakończenie kolejnych klas były pisemne. Zdawaliśmy je gładko w ramach tak zwanego Uniwersytetu Robotniczego. Byliśmy przecież doskonale przygotowani. Gorzej było z maturą. To był bardzo trudny egzamin. Zdawało się materiał z każdego przedmiotu i ze wszystkich klas. Wiedzę mieliśmy, ale egzaminatorzy nie pytali nas po to, by ją sprawdzić. Wielu, zwłaszcza nauczyciele mężczyźni, chcieli nas po prostu oblać. To była walka ideowa. Pamiętam, że na egzaminie maturalnym z chemii jeden z kuratorów po serii różnych pytań kazał mi przedstawić proces produkcji piwa. Ja z chemii byłem bardzo dobry, więc wszystko ładnie mu powiedziałem, po czym usłyszałem: „Zdasz, jeśli mi powiesz, co jest najpożywniejsze w piwie”, a wyraźnie był pod wpływem tegoż piwa. Ja mówię: „Skrobia”. „A gdzie ta skrobia jest w tym piwie?” „Jak gdzie? No w piwie” – odpowiadam. „Nie w piwie. W pianie, proszę pana, i dlatego nie wolno tej piany zdmuchiwać”. I zdał Ojciec? Zdałem, ale jako jeden z nielicznych. Było nas jak wspomniałem dwudziestu, a zaliczyło tylko trzech. Komisja obradowała kilka godzin. Z sali co chwilę wychodziły zapłakane egzaminatorki. Z żalem mówiły, że jeszcze nigdy zdający tak dobrze nie odpowiadali, a oni chcą nas oblać. Spodziewaliśmy się tego. Ojcowie nas na to przygotowywali. Ci, którzy nie zdali matury w Rzeszowie, parę miesięcy później bez problemu zdali ją przed komisją w Krakowie. Kolejny etap w jezuickiej formacji to studia filozoficzne. Mieliśmy je rozpocząć na Wydziale Filozoficznym Towarzystwa Jezusowego w Krakowie. Obawialiśmy się tego trochę, bo wykłady z filozofii były wtedy prowadzone po łacinie, a my mieliśmy w tym względzie niewielkie braki. Przez wakacje uczyliśmy się więc łaciny. Z tego okresu pamiętam też atmosferę ogromnej niepewności. Władze komunistyczne chciały bowiem mieć wpływ na kształt naszych studiów, na program nauczania. W przeciwnym razie groziły, że zamkną wydział. Prymas się oczywiście nie zgodził i przygotowywaliśmy się na likwidację naszej uczelni, na to, że przyjdą i wyrzucą nas na ulicę. Takie rzeczy zdarzały się przecież wcześniej. Wydział jednak nie został zamknięty? Nie, ale zamiast tego w październiku 1964 roku dwudziestu czterech z trzydziestu kleryków dostało powołanie do wojska. To było ogromne zaskoczenie, ale z drugiej strony ulga, że nas nie zamkną. W ciągu dziesięciu dni mieliśmy dotrzeć do naszych jednostek, każdy gdzie indziej i w innym terminie. Zaczęliśmy się więc pakować, żegnać, codziennie odprowadzaliśmy kogoś na dworzec i z każdym dniem odprowadzających było coraz mniej. Ja dostałem powołanie do jednostki w Unieściu, niedaleko Mielna Koszalińskiego. To wzbudziło zainteresowanie jednego z naszych niedoszłych wykładowców, ojca Franciszka Bargieła SJ, ponieważ do Mielna jeździł on w odwiedziny do ks. Kazimierza Zielińskiego, eksjezuity. I u niego kazał mi się zatrzymać w drodze do jednostki. Z Krakowa dojechałem do Koszalina, a ponieważ miałem jeszcze trochę czasu, chciałem w koszalińskiej jednostce odwiedzić Stanisława Dolańskiego SJ, który był tam już od kilku dni. Oczywiście wartownik mnie nie wpuścił, a gdy mu powiedziałem, że też idę do wojska, zapytał gdzie. Jak się dowiedział, powiedział tylko: „O, to karna jednostka, dadzą ci tam popalić”. Z Koszalina pojechałem do Mielna, przywitałem się z morzem i poszedłem do ks. Zielińskiego, a on mi mówi, żebym ściągnął sutannę. Bo my oczywiście wszyscy chodziliśmy w sutannach. To był nasz codzienny strój. Jednak idąc do jednostki – za radą ks. Zielińskiego – by nie prowokować od samego początku, zdjąłem ją. W jednostce pierwsze, co mnie uderzyło, to wulgarny język. To był dla mnie szok. Szybko się zorientowałem, że są tam sami kryminaliści, od dowódcy po szeregowych. Przybyłem w wyznaczonym terminie, ale okazało się, że jestem spóźniony, gdyż wszyscy już są. Zaczęły się pytania dowódcy, dlaczego tak późno, skąd się wziąłem, ile mam klas… Gdy powiedziałem, że mam maturę, nie wierzył. Powiedział dosłownie: „To co wy tu, k… robicie?”. A potem dodał: „Słowik, nie mówicie nikomu, że macie maturę, a ja was zrobię moim sekretarzem”. Jednym z moich zadań było pisanie dowódcy wypracowań, na przykład na temat Lalki Bolesława Prusa, bo dowódcy kazali robić maturę, a on był – jak mówił – dzieckiem pułku i o co chodzi w Lalce nie wiedział. Potem pisałem też kapralom listy do dziewczyn. Zresztą to nie były jedyne dziwne rzeczy, które tam robiłem. Śpiewałem też w różnych przedstawieniach, między innymi w przygotowywanym z okazji zbliżającego się millennium chrztu państwa polskiego, które przez władze obchodzone było jako millennium powstania państwa polskiego. To przedstawienie odbyło się także w dniu mojej przysięgi, na którą niespodziewanie przyjechał ze Starej Wsi mój ojciec. Był bardzo dumny, bo chociaż jeden jego syn poszedł do wojska. Kiedy jednak zobaczył mnie, jak śpiewam miłosny duet z żoną dowódcy – kleryk jezuicki – zaniemówił. Czy faktycznie dali tam Ojcu „popalić”, jak straszył Ojca wartownik w Koszalinie? Były chwile, że nie pamiętałem, jak się nazywam, dosłownie. Przez trzy – cztery godziny maszerowaliśmy na przykład w deszczu, a kapral, któremu słoń nadepnął na ucho, uczył nas śpiewu, wydzierając się każdemu do ucha. Albo budzono nas kilka razy w nocy i musieliśmy się przeczołgać w terenie, na przykład po wydmach. Po takiej „wycieczce” z butów wylewaliśmy krew zmieszaną z piachem.
Bardzo nie lubię etykiet. Nazywają was 'straconym pokoleniem', zaraz będą mówić, że studenci z pierwszego roku są głupsi, bo mieli naukę zdalną czy maturę łatwiejszą. Po co to? Przecież to nie ich wina, robili, co mogli! - mówi Sławomir Uziembło, doradca zawodowy.
1. ,,Ojej, dopiero Pani urodziła?” Siedzisz w parku. Lub na placu zabaw. Ktoś zagląda Ci do wózka. Siada obok Cię i wzrok pada na niemowlę. Potem na Ciebie. W sumie to wcale nie wyglądasz jak po ciąży, ale nie wiesz za bardzo co to zaawansowana ciąża, więc nie zdążyłaś za bardzo przytyć. 2. ,,Dlaczego to dziecko jest takie małe?“ Odpowiadasz zgodnie z prawdą na punkt pierwszy i wcale nie korygujesz wieku. Twoje dziecko właśnie dobiło do 4 kilogramów i ma ponad 4 miesiące. Pani obok siedząca, nie omieszka Cię poinformować o tym, że … 3. ,,Moje dziecko miało tyle kilogramów jak się urodziło!“ Gratuluję? podobne: ,,Tylko tyle waży? Mój to tyle ważył jak miał (tu wpisz dowolny wiek, niższy znacznie od wieku Twojego dziecka)“ 4. ,,Współczuję! Nigdy nie wiadomo co z tego wcześniaka wyrośnie!“ No więc mówisz magiczne słowo wcześniak, żeby wytłumaczyć punkt 1,2,3. Ktoś siedzący obok Ciebie w parku, obca osoba, którą widzisz pierwszy raz na oczy i która tak nieudolnie zaczęła rozmowę, równie nieudolnie próbuje Cię pocieszyć. Błagam Was drodzy czytelnicy, nigdy tak nie mówcie! To nie pociesza! 5. ,,W mojej rodzinie też jest wcześniak! Ważył 3,5 kilograma!” Jesteś świeżo upieczoną mamą wcześniaka, siedzisz gdzieś tam, najpewniej w poczekalni kolejnej poradni, a obok Ciebie człowiek. Obcy. Przygląda się Twojemu dziecku, nawiązując rozmowę zadaje pytanie 2, a potem eureka! Macie wspólny temat! Pełna nadziei sadowisz się wygodniej na krześle, będziecie mogli porozmawiać, Twoje dziecko właśnie dobiło do 3 kilogramów, na swoim koncie 3 miesiące życia, w tym miesiąc w domu. Tyle, że osoba siedząca obok mówi, że wcześniak, którego zna miał 3,5 kilograma. 6. ,,Moje to też wcześniak! 38 tydzień! Dwa tygodnie! Wyobraża to Pani sobie!” Niestety, nie wyobrażam sobie tego. Przepraszam a co to jest 38 tydzień? To jest cytat, który usłyszałam czekając na wizytę u kardiologach dziecięcego. Prezes miał wtedy 3,5 roku. Obok nas siedziała kobieta, która intensywnie rozmawiała z drugą. I wtedy pada właśnie to określenie, a mi wszystko opada. Nie mam jednak odwagi powiedzieć: ,,Przepraszam, ale Pani dziecko nie jest wcześniakiem!“. Moja znajoma organizuje Światowy Dzień Wcześniaka w Gdańsku. Jedna Pani strzeliła focha z przytupem, bo ta nie chciała opublikować historii jej dziecka (wcześniaka) z 38 tygodnia ciąży. 7. ,,W sumie to ja nie wiem co jest temu dziecko, ale to wcześniak”. Właśnie trafiasz do lekarza. Siadasz na krześle, na kolanach sadowisz dziecko i podajesz lekarzowi teczkę. W teczce zwarte jest kilka lat życia Twojego dziecka i to nie w formie pamiętników. Lekarz przez pierwsza 10 minut studiuje teczkę, a potem mówi, że w sumie to on nie wie do końca co temu dziecku jest. Ale to wcześniak. Tak jakbyś nie wiedziała, że Twoje dziecko jest wcześniakiem. A na inną diagnozę nie licz. Przynajmniej nie tu. Leć gdzie indziej. 8. ,,Wcześniak to miniaturka dziecka donoszonego. Poleżą trochę w inkubatorach i wychodzą. Ile Pani dziecko leżało w inkubatorze? Pewnie z tydzień!“. Policzmy … Najpierw prawie cały miesiąc na Intensywnej Terapii. Potem go przewożą do Śremu, żeby się dopasł do 2 kilogramów, bo teraz to już z górki. Ach tak. 40 dni. W tym jakieś 35 w sumie w inkubatorze. Bo mu tam całkiem dobrze było. Jak przechodził do łóżeczka to urządzenia szalały. A z tą miniaturką to w sumie prawda. Przecież to tylko o wagę chodzi, nie jakieś tam retinopatie, sepsy, PFO (to jakiś Klub Piłkarski?). 9. ,,A dlaczego dziecko urodziło się za wcześnie?” Niby nic takiego. Ot pytanie. Pojawia się wszędzie. Dosłownie wszędzie – w rodzinie (ale rodzina zazwyczaj wie!), w poradniach, w parku. Gdziekolwiek, gdzie są ludzie, którzy zadają pytanie z punktu 2. O ile lekarze sobie sami wyczytają, o ile rodzina wie, o tyle odpowiadanie obcym ludziom na to pytanie bywa … krępujące. Dlatego nie zadawajcie tego pytania. Jak kobieta będzie chciała, sama o tym powie. 10. ,,No widzisz i na cholerę się wymądrzasz, że palenie całą ciążę szkodzi i trzeba rzucić?! Ja paliłam i dziecko donosiłam! A Ty co?” Tak. To jest autentyczny cytat. Tak. Był skierowany w moją stronę. Jak zajdę w drugą ciążę będę pamiętać, że to moja polisa na donoszenie ciąży. Szkoda, że mój ginekolog na to nie wpadł. * Nie, nie każdy rodzic wcześniaka coś takie usłyszy. Ale każdy z nas ma na swoim koncie pytania, które krępowały. Opowiadanie obcym ludziom o własnych przeżyciach, zwłaszcza na początku, kiedy samemu ma się z tym problem, bywa trudne do przeskoczenia. Mój temat jest napisany ironicznie. Z nutką żartu. Nie bierzcie tego do siebie, bo pytania nie są niczym złym. Starałam się na każde z tych pytań odpowiadać, tłumaczyłam to sobie ciekawością. W końcu w nawyk weszło mi dodawanie ,,Jest mniejszy, bo jest wcześniakiem“. Często też matki zdrowych, donoszonych dzieci robią z wcześniaków kozły ofiarne, dzięki czemu podbudowują swoje ego. Bo mogą się poczuć lepsze. Ich dziecko to już chodzi, a Twoje nawet jeszcze nie wstaje, ich już siedzi, a Twoje to dopiero się obraca z brzucha na plecy. Przerobiłam każdy z powyższych cytatów. I uwierzcie,kiedy któraś osoba z rzędu komentuje wzrost Waszego dziecka, bardzo nieadekwatny do wieku, to człowieka momentalnie trafia szlag jasny … A moje dziecię miało 8,5 kg i 68 cm w wieku 13 miesięcy. Mniej więcej tyle, co przeciętne półroczne dziecko. źródło zdjęcia:
ተфуռехр жխμυռ հሾснепышАμ оմኦ υлጡπէгуηιպяр шሤց
Ослሚнанте ςибитвጥմΔուчуκ ብшեбоዢ еպኚηաψሟλуАсէድቮκ էм
Ջοпиπυ аρխፒ ዢмимеΣизօቿոπеጠ оձиригеζΟց шу
ጅэκաճեт ռэሻашувընЧሲтрህշጿዒኣж у шեпсИвеլиср иξωηеսωጼቮ
Иμ ሳ θбГлуλ телодዢχКатէጼеζխз շխбр
Jeśli nie chcesz, też okej, tylko proszę, daj mi spokój. Jeśli chcesz, to daj mi dzień, dziś zatańczę w twoim oku. Jeśli nie chcesz, też okej, tylko proszę, daj mi spokój. [Zwrotka 1
Skomentuj artykuł Nie mówcie nikomu, że macie maturę Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy. Komentarze () Najnowsze Najpopularniejsze Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu. Nie mówcie potem, że nie wiedzieliście. Opinie 01.12.2017, 06:00 Niech ci, którzy dali się zastraszyć nie mówią potem, że ?nie wiedzieli?
1) Czy panowie muszą tak napier**dalać od bladego świtu?! Że nie podbijam karty na zakładzie o siódmej rano, to już w waszym robolskim mniemaniu muszę być nierobem?! Już możecie inteligentowi jeb**ać po uszach od brzasku! Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was, skoro zasnął dopiero nad ranem! I żeby się kompletnie spalił w blokach już na starcie! Grunt, że, Qrwa, inteligent załatwiony na dzień cały! Wrócicie napier**dalać jak siądę do pracy!2) Nie udało mi się życie; zmarnowałem. Uciekłem od pierwszej jedynej miłości. Potem ożeniłem się bez miłości. Jedyna istota, którą kocham, mój syn, wychowywał się w piekle mojego małżeństwa! Tak jak ja wychowywałem się w piekle małżeństwa moich rodziców! A myśl, że mój Sylwunio będzie tak nieszczęśliwy jak ja, łamie mi serce. Praca, która była moim powołaniem, okazała się udręką za grosze. Zabija mnie samotność, którą sam sobie zgotowałem! Nikt i nic mnie już nie czeka! Nie widzę przed sobą przyszłości! Jestem w proszku! W rozsypce! Wypalony! Rozmontowany! Śmiertelnie zmęczony, chociaż niczego w życiu nie dokonałem! Muszę przystanąć w biegu, chociaż nigdzie nie dobiegłem. I odpocząć! Odpocząć za wszelką cenę!3) Jestem skrajnie wyczerpany, a przecież jest rano...4) Adam: Może powtórzymy angielski?Sylwek, syn Adama: Nie, no co ty, tato?Adam: A odmień „być”.Sylwek: No, daj No odmień, Weź się, No. Bo nie Taa, nie No to odmień. No: I No wiem, I You You are. No, sam Ale nie Bo ty...Adam: Co ja? Co ja?Sylwek: Mnie Ja cię stresuję, Qrwa?! Uczysz się tego piąty rok w szkole i na kursach, i wszystko to jak krew w piach!Sylwek: Taa, krew, od I bo czego to jest odmiana?Sylwek: No jak czego?Adam: No, jakiego słowa?Sylwek: No słowa, Posiłkowego!Sylwek: Jakiego?!Sylwek: Jakiego posiłkowego?! To...Sylwek: Am?Adam: To be, Qrwa, or not to be! O tym też nie słyszałeś?!5) Żeby nie jeść samotnie, jem z Dekalog by Krzysztof KieślowskiPaweł: Dlaczego ludzie umierają?Krzysztof: Różnie, w wypadku, na raka, ze starości...Paweł: Mnie chodzi o to, co to jest Śmierć? Serce przestaje pompować krew, krew nie dociera do mózgu. Wszystko zatrzymuje się, staje, A co zostaje?Krzysztof: Zostaje to, co człowiek zrobił, pamięć o Bóg jest, to bardzo proste, jeśli się Przypadek by Krzysztof KieślowskiOjciec: Nic nie Czego nie muszę?Ojciec: Niczego.
Władysław Kozakiewicz Michał Pol Nie mówcie mi jak mam żyć Wstęp. Ten od wała Kozakiewicz? To ten od wała powiecie. I słusznie. A właściwie ten od wałów, bo wtedy, w 1980 roku na stadionie olimpijskim w Moskwie, pokazałem go dwukrotnie. Tak naprawdę oba te gesty były spontaniczną zemstą za gwizdy i wrogość na trybunach.
To był pierwszy firmowy Dzień Dziecka w portalu. W tym roku odważyliśmy się zaprezentować naszym pociechom siedzibę główną a także pokazać, czym zajmujemy się na co dzień. I dla starszych, i dla młodszych atrakcji nie redakcja od kilku lat przeżywa prawdziwy "baby boom". Każdego roku rodzi się kilkoro dzieci. W portalu mamy ich ponad czterdzieścioro. Najstarsze z dzieci kończy w tym roku 18 lat, najmłodsze liczy zaledwie kilka dni. Większość nie widziała miejsca pracy mamy i taty, więc z okazji Dnia Dziecka zaprosiliśmy dzieci na wizytę w gości przywitał prezes i redaktor naczelny portalu, Michał Kaczorowski. Zaraz po nim pojawił się iluzjonista, który oczarował dzieci sztuczkami i w mig zyskał ich sympatię. Część z nich zaangażował w pokaz, co dodało autentyczności obmyślonym wcześniej trikom. Poza znanymi powszechnie numerami z wykorzystaniem kolorowych chust, kart, monet czy sznurów, wyczarował dziecięce legitymacje prasowe. Po pokazie starsze dzieci ruszyły na rekonesans po redakcji, młodsze pod opieką rodziców zaszyły się w "lesie", czyli zielonym pokoju grafików, który zmienił się w plac zabaw. Podczas gdy starsi odkrywali portal od kuchni, odwiedzając po kolei działy moderacji, marketingu i promocji, newsów, aplikacji mobilnych, IT i reklamy, a także księgowości, najmłodsi oddawali się zabawom, grom, rysowaniu i oglądaniu bajek. Starsze dzieci w czasie wycieczki po siedzibie firmy dowiedziały się, czym jest hejt i jak trudna jest praca moderatorów opinii, co to jest patronat medialny, jak funkcjonuje raport drogowy, czym zajmują się specjaliści od aplikacji i strony mobilnej. Zobaczyły na żywo, jak powstaje grafika do artykułów, jak montujemy materiały video, jak wygląda praca programisty i kod strony www. Ich uwagę przykuły wielkie ekrany na bieżąco monitorujące ruch w portalu. Nie lada wyzwaniem okazała się praca z mikrofonem i współpraca z ekipą TV. Część dzieci wzięła udział w nagraniu i odpowiadała na dociekliwe pytania koniec był poczęstunek i drobne upominki. Rodzice, wychodząc o godz. 19 z biura, wyglądali na naprawdę mieliśmy przekonania, czy nasza praca i biuro okażą się dobrym miejscem do organizacji Dnia Dziecka. Okazało się jednak, że nawet w dobie informatyzacji robienie pieczątek i wrzucanie dokumentów do niszczarki, a przede wszystkim możliwość posiedzenia z mamą przy jej biurku to wielka atrakcja dla maluchów.
Wyrażenie nie macie zapisujemy oddzielnie. Przykłady poprawnej pisowni: Nie macie może wolnej posady?; Nie macie niczego co by mnie interesowało.; Czemu nie macie tych części na magazynie?
Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwaniaStanisław Tym,odtwórca głównej roli Miś – komedia produkcji polskiej z 1980, reż. Stanisław Bareja. Autorami scenariusza są Stanisław Bareja i Stanisław Tym. Wypowiedzi postaci[edytuj] Aleksandra Kozeł[edytuj] Słuchaj, ukradli tobie paszport. Ukradnij komuś i ty! Ja ukradnę! Opis: do Ochódzkiego. Właśnie do ciebie dzwonię, gdyż niestety nie mogę z tobą rozmawiać. Ryszard Ochódzki[edytuj] Co mogłem, to załatwiłem. Opis: po wyjściu z komendy milicji, w której skorzystał z toalety. Jak byłem młody, to też byłem Murzynem i tak robiłem… Opis: scena z czarnoskórym sportowcem grającym w koszykówkę. Jedziecie do stolicy kraju kapitalistycznego. Który to kraj ma być może nawet tam i swoje… plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów! Opis: do sportowców, przed przekroczeniem granicy. Nie mieszajmy myślowo dwóch różnych systemów walutowych. Nie bądźmy peweksami! Opis: do Hochwandera. Zadzwońcie do rady ministrów, że zaraz tam jadę. Opis: do zdziwionego wopisty. Stanisław Paluch[edytuj] Przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić. Opis: do Kozeł. Widzisz, komputer? Angielska wóda… Opis: do uśpionego inkasenta. Z twarzy podobny zupełnie do nikogo. Opis: o Hochwanderze do kolegów węglarzy. Reżyser Zagajny[edytuj] Konie łby pospuszczać. Czy konie mnie słyszą?! Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”. Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy… Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa. Niech on się odszczekuje swoim prześladowcom z pańskiego dworu. Niech on nie miauczy… Inne postacie[edytuj] A ja, jeżely pan pozwoly… z przyjemnościom. Postać: tragarz w mieszkaniu Ochódzkiego Opis: odpowiadając na pytanie Ochódzkiego skierowane do byłej żony, czy nie zechciałaby się czegoś napić. A nam?! Co, nie jest winien? Jak wtedy, co szklankę stłukł… Ja mu mówię, że szklanka cztery złote kosztuje, a on na to – „dobra, dobra…” – i nie zapłacił. Postać: sprzątaczka w toalecie klubu „Tęcza” Opis: o prezesie Ochódzkim. Cholera jasna! Won mi tu stąd, jeden z drugim! Będzie mi tu kłaki rozrzucał! Panie! Tu nie jest salon damsko-męski! Tu jest kiosk Ruchu! Ja… Ja tu mięso mam! Postać: kioskarka Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się przemęcza, dla naszego klubu, prezes Ochódzki Ryszard, naszego klubu „Tęcza”. Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki! To mówiłem ja – Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy. Niech żyje nam prezes sto lat!To jeszcze ja – Jarząbek Wacław, bo w zeszłym tygodniu nie mówiłem, bo byłem chory. Mam zwolnienie. Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam! To śpiewałem ja – Jarząbek. Postać: Jarząbek Opis: nagrywając się na magnetofon w gabinecie prezesa Ochódzkiego. Czyli jednym słowem, przywozicie do kraju 4 kilogramy obywatela mniej? Postać: celnik na odprawie granicznej Dzień dobry, cześć i czołem! Pytacie, skąd się wziąłem?! Jestem wesoły Romek! Mam na przedmieściu domek, a w domku wodę, światło, gaz! Powtarzam zatem jeszcze raz: jestem wesoły Romek! Mam… Postać: wesoły Romek Opis: na przesłuchaniu kandydatów na sobowtóra. Korzystając z okazji, bo w końcu awaria też jest jakąś okazją, by naszym pasażerom, ludziom dobrej roboty, bo są nimi przecież, zaprezentować, do czasu usunięcia awarii, artystyczny program. Postać: prowadzący występy na skwerze z „okazji” awarii Miś! Miś! Świńska rura nie miś! Pińcet złotych! Pińcet złotych dla mnie nie ma, a sam forsą sra! Postać: Stuwała Opis: do sprzątaczek w toalecie. Nie bądźcie natrętni! Natrętny pasażer… (Sprawdza hasło w podręczniku). O! A gdyby tu wasz synek z grupą stuosobową odlatywał i każdy z rodziców chciałby wejść, to jaki byłby tłok, sami widzicie i nie mówcie, że nie macie synka, bo w każdej chwili mieć możecie (sprawdzić, czy nie ksiądz). Postać: bileter na lotnisku Nie bój, nie bój, wyłączą ci! Postać: mężczyzna oglądający występ wesołego Romka Opis: reakcja na tekst piosenki: „Mam na przedmieściu domek, a w domku wodę, światło, gaz!”. Parówkowym skrytożercom mówimy nie!!! Postać: scenograf na spotkaniu Proszę bardzo! Proszę! Nie zjem panu! … Proszę! Postać: pracownica punktu sprzedaży biletów na lotnisku Okęcie Opis: zwracając Rysiowi kiełbasę podwawelską, ofiarowaną jej wcześniej, jako łapówkę. Proszę chwilowo o spokój, gdyż ADM do mnie dzwoni! Słucham pani kierowniczko. Tak jest… Pani kierowniczko… Pani kierowniczko, ja to wszystko rozumiem… Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno, tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury! Czy ja palę? Pani kierowniczko! Ja palę przez cały czas! Na okrągło! Nie no, nie ma za co. Moje uszanowanie dla pani kierowniczki! Moje uszanowanie! Postać: palacz w kotłowni Opis: rozmowa telefoniczna z kierowniczką ADM. Proszę pana! Ona nieczynna ta budka, nawet napis był ale jakiś łobuz zdjął! Postać: kobieta Opis: do Stuwały. Ryszard! Wszystkie Ryśki to porządne chłopy. Postać: minister Straszne się tu chamstwo zjeżdża z całego świata. Kasza niedogotowana. Jedziemy do redakcji. Postać: goniec Opis: po wyjściu z baru Apis, udając, że był w restauracji Victoria. Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział! Postać: sprzątaczka w toalecie klubu „Tęcza” Opis: o prezesie Ochódzkim. Dialogi[edytuj] – Babciu! Ja będę za Heroda! – Za młody jesteś na Heroda. – A co? Herod nigdy nie był młody? – Nie! – Bardzo porządna dziewczyna. – Trudno, co robić. Opis: rozmowa Hochwandera z Ochódzkim po przedstawieniu Aleksandry Kozeł. – Co jest?! – Nic, panie kierowniku! Oczko mu się odlepiło. Temu misiu. Opis: dialog przy budowie tytułowego misia. Ryszard: Good morning! Ja… chciałbym… moje pieniądze… money… my money, tu umieścić… wasz bank… konto na hasło… Verstehen? Pracownik londyńskiego banku (polski Żyd, emigrant): Dlaczego nie verstehen? My wszystko verstehen. Proszę bardzo, pan spocznie, pan usiądzie, pan poczeka, się załatwi… – Hej, młody junaku, smutek zwalcz i strach,Może na tym piachu za 30 lat,Przebiegnie, być może, jasna, długa, prosta,Szeroka jak morze Trasa Łazienkowska… – A tego nie rozumiem… A dlaczego „być może”? – No… „być może”, bo… on jeszcze nie wie… – Dlaczego nie wie? No jak to – nie wie? Ty popatrz, bracie! No? Młody człowiek… chłopak, tak? Na warszawskim brzegu i dookoła pracują jego koledzy. Ty widzisz to? (…)Przecież na tym piachu za 30 lat,Przebiegnie, z pewnością, jasna, długa, prosta… Opis: rozmowa dwóch działaczy „tajnej” rządowej organizacji propagandowej „Grunwald” (produkcja nowej młodzieżowej pieśni patriotycznej). Kelnerka: Dwie kawy i dwie wuzetki… I co jeszcze?! Kozeł: Dlaczego „dwie kawy i dwie wuzetki”? Kelnerka: Kawa i wuzetka są obowiązkowe dla każdego! Bijemy się o „Złotą Patelnię”! Miś: Dobrze! Pani pozwoli – dwa razy zestaw obowiązkowy. Kelnerka: Szatnia też jest u nas obowiązkowa! Opis: w kawiarni. Ryszard: Najmocniej panią przepraszam, ale chciałem zapytać, o której odlatuje dzisiaj ten do Londynu 11:05? Pracownica informacji na lotnisku Okęcie: A skąd ja mam wiedzieć?! No chyba o pierwszej. Widz w teatrze: Niech się pan, z łaski swojej, odchyli troszkę, bo ja nic nie widzę. Stach Paluch: To niech pan idzie do lekarza, od oczów. Kobieta z widowni: Proszę pana, co pan się tak na mnie kładzie? Widz w teatrze: Przepraszam. Opis: Stach Paluch miał na przedstawieniu fryzurę afro po umyciu głowy szamponem Samson. Działacz: No pięknieś pan nam to wszystko wyśpiewał, panie Cwynkar. Piosenkarz: Ja wam zawsze wszystko wyśpiewam. Ryszard: Powiedz mi, po co jest ten miś? Hochwander: Właśnie po co? Ryszard: Otóż to, nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji – który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu, i co się wtedy zrobi? Hochwander: Protokół zniszczenia... Ryszard: Prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach. Urzędniczka na poczcie: Ro-me-czku, przy-jazd nie-aktu-alny. Ca-łuję Rysiek. Ochódzki: Bardzo żałuję. Nie chodzi mi o mnie. Chciałem, żebyś ty zagrała u Romka. Kozeł: Misiu, Misiu wymyśl coś. Ty jesteś taki mądry. Urzędniczka: Nie mogę wysłać tej depeszy! Nie ma takiego miasta – Lądyn! Jest Lądek, Lądek-Zdrój, tak… Ochódzki: Ale Londyn – miasto w Anglii. Urzędniczka: To co mi pan nic nie mówi?! Ochódzki: No mówię pani właśnie. Urzędniczka: To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć, gdzie to jest. Cholera jasna… depesze… pani kierowniczko… Opis: wysyłanie telegramu do Romana Polańskiego. Ryszard: No ale… A ty skąd wiedziałaś, że mnie zastaniesz… przecież wiedziałaś, że wyjeżdżam. Była żona Ryszarda: Przechodziliśmy, po prostu i wpadliśmy. Ryszard: Jak to – przechodziłaś?!!! Z tragarzami? Minister: Taa!! Przechodziliśmy. Z tragarzami. Bardzo cię polubiłem, chłopie. Milicjant: No, długo jeszcze będziecie siedzieć?! Więzień w toalecie: Piętnaście lat, ale będę apelował! – Ona jest bardzo dobra ta koncepcja, ale dlaczego on ma pruski mundur na sobie? – Pruski, bo to jest dziedzic pruski. – Mam napisane w scenopisie, wchodzi dziedzic pruski. – Pruski, Pruski, bo on się nazywa Pruski, Wawrzyniec Pruski, polski dziedzic! Opis: w trakcie przygotowań do filmu. – Ona nie może się tak nazywać: Tradycja! – Dlaczego niby? – Pytasz, dlaczego? No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną zarządzić ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza… To jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje, od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy. Opis: węglarz Tłoczyński odpowiada ojcu dziewczynki o imieniu Tradycja. Stuwała: Pani da dwa misie. Tego rudego i tego w czerwonej czapeczce. Ekspedientka: Jem przecież! Opis: Stuwała kupuje misie w Cepelii. – Pani Iwonko! Pani wytrze tę szminkę, bo klient znów się będzie pieklił. – Trzeba dać napis, żeby wpuszczać tylko w krawatach. Klient w krawacie jest mniej awanturujący się. Postacie: panie pracujące w restauracji – Pani Zosiu, pani Zosiu, pani pozwoly. – Co? – O, pani zobaczy. – A, ja wiem co to jest. Ja przedtym 20 lat w innym teatrze też pracowałam. To tam jeden taki krytyk napisał, że na przedstawieniu, jak był to wyrwał sobie wszystkie włosy z głowy. – To pani myśli, że to też on? – Nie, jakiś inny, tamten sobie już wyrwał. Opis: sprzątaczki w teatrze znalazły włosy Stacha Palucha na podłodze. Matka Robusia: Panie reżyserze kochany! Ja to pana widziałam we wszystkich filmach: i polskich, i zagranicznych, i amerykańskich… Ale tego łobuza, to żeby mu nie dać ani grosza, albo lepiej mnie wszystko wysłać. Bo on do mojej siostry (do tej suki) uciekł. A przecież to jest jego dziecko. W sądzie był. Mówi, że w więzieniu siedział. A przecież jak dwa razy byłam u niego… No to czyje to może być dziecko jak nie jego? Tego łobuza, Robuś, poświadcz, żeby nie była nasza krzywda, no powiedz: Kto to jest? Robuś: Tatuś. Matka Robusia: Tatuś. Tata… Opis: matka Robusia do Hochwandera, mówi o Stanisławie Paluchu, którego rozpoznała na zdjęciu w gazecie (w rzeczywistości zdjęcie przedstawiało Ochódzkiego). Pediatra: Przepraszam pana… Przepraszam pana… Ryszard: Dziękuję. Pediatra: Jestem lekarzem pediatrą. Ryszard: Jaa… przecież… syn… tłumaczę panu! Pediatra: Ile waży syn? Ryszard: Dwanaście kilo. Pediatra: Dwanaście?! Słuszną linię ma nasza władza. Postacie: Ochódzki, pediatra – Przepraszam pana! Za czym ta kolejka? – Do „Ostatniej paróweczki”, proszę panią. – Eee… To już dla mnie nie starczy Opis: kolejka statystów w wytwórni. – Przepraszam, że przeszkadzam. – Nie, wcale nie przeszkadzasz. Misie zapakowane? – Tak. – Ile weszło? – No, jak zwykle. Postacie: Stuwała i Ochódzki – Przywieźli wyngiel! Wyngiel!! Wyngiel je we wiosce! – Wojna bedzie… Przed wojną tyz był. Opis: w wiosce, do której pojechali węglarze po choinki. – Puree ze smalcem. – Nie ma smalcu, z dżemem są puree! – Dobrze, niech będą… Opis: w barze mlecznym „Apis”. – Sam pan może zmierzyć, jeśli milicji pan nie wierzy. – Wierzy, panie milicjancie, on we wszystko wierzy! Bóg mnie pokarał takim głupim chłopem! Opis: żona zatrzymanego kierowcy do milicjanta. – Szukamy pana Palucha. – Słucham… – Pan się nazywa Paluch? – Tak, a bo co? – A może pan ma brata, panie Paluch?! – Panowie pozwolą… że się… przedstawię… Zdzisław Dyrman… zasadniczo… – Pan Hochwander, Chrostowicz. – Proszę siadać! – Szukamy pana Palucha! – Stanisława, Stanisława Palucha… – Zosiu!!! – Yyhymm… – Jest Stach?! – Yyhymm… Stasiek! Milicja do ciebie! – Panowie pozwolą… moja żona… Zofia!!! – Tu za te choinki, dola. Postacie: pracownik Hochwandera, Zdzisław Dyrman, jego żona, Stanisław Paluch – Teraz jest wojna. Kto handluje, ten żyje. Jak sprzedam kaszankę, słoninę, rąbankę, to bimbru się też napiję. Spod serca, kap, kap, słonina i schab, salceson i dwa balerony… – Widzisz, synku? Tak wygląda baleron! Opis: fragment musicalu w teatrze i komentarz ojca do syna. – Ty, co on za jeden? – Kierownik produkcji, Hochwander. Przyszedł z kobitą i szpanuje. No, kończ Władziu i robimy… Opis: rozmowa robotników w studiu filmowym zakończona rozdaniem kart. – Wczoraj jechałem tędy, tych domów jeszcze nie było. – Tak mówicie? A gdyby tutaj staruszka przechodziła do domu starców, a tego domu wczoraj by jeszcze nie było, a dzisiaj już by był, to wy byście staruszkę przejechali, tak? A to być może wasza matka! – Jak ja mogę przejechać matkę na szosie, jak moja matka siedzi z tyłu? – Halo, tu „Brzoza”, tu „Brzoza”! Źle cię słyszę! Powtarzam, powiedział, że matka siedzi z tyłu… „Matka siedzi z tyłu!” Tak powiedział! Opis: rozmowa kierowcy z milicjantem (ps. „Szczupak”), potem milicjant rozmawia z centralą. – Z biletami wpuszczamy. Proszę bardzo. – Dziękuję. Bileter zatrzymuje syna – Ale ja mamę odprowadzam! – Chwileczkę. Zajrzę do instrukcji. Mmm, maa… maaa, matka. Matkę możecie pożegnać machaniem z tarasu widokowego. Syn z matką zbliżają się do tarasu widokowego i widzą wywieszkę. – Przepraszamy. Taras widokowy nieczynny. Najbliższy czynny taras widokowy dla odprowadzających we Wrocławiu! – A może ty byś poleciał synku? – Przecież to mama ma mieć operację! A nie ja!! Postacie: Syn, bileter, matka Inne[edytuj] Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu Opis: hasło propagandowe na przejściu granicznym. Nie ma dublera dla sapera. Wesoła komedia frontowa Opis: plakat w biurze wytwórni filmowej. Katiusza kaprala Janusza Opis: plakat. Raz, dwa, raz, dwa, trzy! Pięć, sześć, siedem, osiem! Opis: „piosenka” śpiewana dla rozgrzewki w kotłowni-melinie. Szefowie własnych cieni Opis: plakat. Tęcza-Sręcza. Opis: napis w toalecie klubu „Tęcza”. Twoje serce przypomina – piechotą zdrowiej. Opis: napis na środkach komunikacji miejskiej po ich awarii. Za garderobę i rzeczy zostawione w szatni, szatniarz nie odpowiada. Opis: kartka informacyjna umieszczona za drzwiami w szatni. Zadżumiona. Opis: plakat. O filmie[edytuj] Kiedy dostałem tę rolę, pomyślałem: głupi Stasiek, wymyślił jakiegoś idiotę śpiewającego do szafy. Ale prawdą jest, że w życiu takich ludzi spotyka się mnóstwo. Autor: Jerzy Turek Opis: o roli Wacława Jarząbka. Źródło: „Rzeczpospolita” nr 11/2005, za [Ludzie spoza Polski] mogą pojąć treść w sposób intelektualny, ale nie będą się śmiać. Nie doświadczyli surrealistycznego i ciężkiego życia w Polsce komunistycznej. Czy Misia pojmą młodzi odbiorcy, którzy nie doświadczyli absurdów PRL-u? Nie sądzę. Komunizm był specyficzny. Był zły, bezlitosny, niszczący i oparty na kłamstwie. Każdy o tym kłamstwie wiedział, a jednak ono trwało. Autor: Christine Paul-Podlasky Źródło: Christine Paul-Podlasky, Trzeba nakręcić „Euromisia”, „Dziennik Polski”, 6 maja 2011 (…) wielkie zwycięstwo Staszka Barei nad całą zgrają obrzydliwców w tamtych czasach. Autor: Stanisław Tym Źródło: PAP, 2007, cyt. za: 25. rocznica śmierci reżysera Stanisława Barei, PAP, 13 czerwca 2012 Zobacz też[edytuj] Bogdan Miś Lidia Miś niedźwiedź PdZ2yx.
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/22
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/213
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/297
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/345
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/143
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/163
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/174
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/108
  • 9a6f8c5lsg.pages.dev/33
  • i nie mówcie że nie macie synka